To władcy Arabii Saudyjskiej zamarzyło się urbanistyczne dzieło sztuki. Jedyna w swoim rodzaju konstrukcja – pas mieszkalny (ogrodzony murami z luster), o długości 170 kilometrów i szerokości 200 metrów. Przetnie pustynię i góry, lśniąc z daleka niczym srebrna nić. Takich miast nie ma. W tym zamieszka ok. 5 milionów ludzi. Chcielibyście być jednym z nich? Współczesne miasta wyglądają z kosmosu jak chaotycznie porozrzucane lśniące plamy. Saudyjska metropolia będzie prostą linią. The Line ma być dla księcia Mohammeda Bin Salmana tym, czym dla faraonów są piramidy. Monumentem wzniesionym za życia przez władcę-wizjonera, który przejdzie do historii – zamieni Arabię Saudyjską w symbol hipernowoczesności. The Line podziała jak magnes – przyciągnie turystów, inwestorów, krezusów złaknionych luksusu 2.0. Ten przykład architektonicznego nowatorstwa i popis technologii zagwarantuje…
Wyobraźmy sobie, że przy jednym stole siadają naturopatka lecząca dotykiem, ex oficer Bundeswehry, biznesmen protestujący przeciwko szczepieniom, farmer pogrążony w długach, właściciel siłowni i zafascynowany Qanonem lider motocyklowego klubu z przestępczymi afiliacjami. Ta plejada postaci zapowiada komedię. Gdy jednak dodamy, że spaja ich troska o wielkie Niemcy i przekonanie, że ich kraj ciągle jest okupowany (więc trwa wojna), otrzymamy wzorcowy krąg „obywateli Rzeszy”. O tym szyldzie jest głośno z racji udaremnionych rzekomych planów zbrojnego puczu. Media skupiły uwagę na osobie lidera spiskowców. To książę Reuss (Heinrich XIII). De facto frankfurcki deweloper, kilkanaście lat temu wykluczony z arystokratycznego rodu za mezalians, a ostatnio potępiany przez krewnych za wygłaszanie antysemickich bredni. Kim są i skąd się wzięli „obywatele Rzeszy”? Po pierwsze, wbrew niektórym przekazom, to nie…
Od prawie dekady UM Wrocławia usiłuje sprzedać działkę przy stadionie miejskim, który stanął na Euro 2012. Sprzedażowe delegacje jeździły z ofertą nawet na „największe targi nieruchomości” w Cannes (a co!) I choć się tym chwalono, wieszcząc oczywisty sukces, nic z tego nie wynikło. Żadne miliony nie wpłynęły do miejskiej kasy, które bilansowałby ten finansowy plan: budujemy stadion, sprzedajemy działkę obok i mamy mniejsze długi. Teren więc z biegiem lat – pozostawiony sobie – w zwyczajny sposób się zmieniał – naturalizował. Wygląda dziś jak fajny staw. Dzięki temu, że ogrodzony, nie lądują w nim śmieci. Gigantycznemu, jak na nasze warunki stadionowi – budowanemu wedle ambicji a nie rachunku ekonomicznego – długo towarzyszyły hurraoptymistyczne i technokratyczne wizje i plany. Dzisiaj nad stadionem ciszej. Jego bryła rodem…
Pręgierze i konfesjonały. Dziś w tej roli sprawdzają się social media. Tyle w nich wyznań, skruchy, złości, postowania na innych i jadu, domagania się zadośćuczynienia lub zemsty. Odnotowuję to z dozą ironii i dalej też będzie trochę sarkastycznie, ale nie do końca. Może potrzebujemy w przestrzeni czegoś innego, co pełniłoby funkcję pojednawczą, tak bowiem jesteśmy skłóceni, skonfliktowani na różnych polach, nie tylko politycznych? Może warto stawiać np. słupy pojednania (ironia w nazwie). Podchodzisz do niego wyczekując, aż ktoś inny, przypadkowy przechodzień, stanie obok ciebie. Wymieniacie spojrzenie, podajecie sobie dłonie i nie zamieniając ani słowa każdy idzie w swoją stronę. Lepiej tego gestu nie komentować, nie drążyć. Zaufać ciszy. Nie wiadomo właściwie, kto komu przebacza i za co. Może w tym geście chodzi tylko o…
Mastermind nazistowskiego planu ekspansji, demon geopolityki, sufler Adolfa Hitlera. Choć słowa te brzmią przesadnie, Karl Haushofer dał ku nim powody. Zaskakujące: to człowiekiem wielu talentów, właściwości i kontrowersyjnych dokonań, lecz ciągle mało znany. Nie tylko w Polsce. Karl Haushofer uchodził za erudytę – gruntownie wykształcony w kilku dziedzinach, znał łacinę, grekę, władał włoskim i japońskim. Zresztą kulturą i polityką Japonii szczególnie się fascynował, dedykując jej pierwszą książkę „Dai Nihon”, która była analizą potęgi militarnej cesarstwa Japonii.Zgłębiając geopolitykę znajdował czas na pisanie wierszy, malowanie obrazów i kaligrafię. Uwielbiał koty. Podsumowując, był przedstawicielem elity wilhelmińskich Niemiec, wywodzącym się z szanowanej bawarskiej rodziny. Jeśli wprost decydował o losie innych ludzi, to jako wysokiej rangi oficer i dowódca oddziału artylerii podczas I Wojny Światowej. Przez cały okres…
Znacie Mad Men? To serial z gatunki tych, w których, jeśli zawodzi fabuła, pozostaje tło, pełne obyczajowych detali i historycznych odniesień. W ten sposób wracam do ulubionych Peaky Blinders albo Wikingów, uelastyczniając przy okazji uwagę. Po tym wstępie o binge watchingu przejdę do konkretu: czekam na serial o muckrakerach. Aby wyjaśnić kto zacz, należy cofnąć się do Ameryki przełomu XIX i XX wieku i tzw. ery progresywnej. To podobne lata do tych, w rozrabiają Peaky Blinders. (Na fotce: członek gangu, Harry Fowler) Muckrakerzy to dziennikarze i społeczni aktywiści zaangażowani w demaskowanie skorumpowanej władzy, instytucji i niegodziwych bogaczy. Publikując w popularnych i masowo drukowanych magazynach orędowali za głębokimi reformami, które miały postawić tamę wyzyskowi, zmniejszyć napięcie społeczne i nierówności wywołane przez gwałtowną industrializację i rozbudowę…
Idąc w miasto musisz wiedzieć, że wpadasz w oko kamerze. O ile inni przechodnie raczej zignorują twoją obecność, ty jesteś potencjalnym obiektem zainteresowania szczególnego rodzaju maszynerii. Oparta w coraz większym stopniu na supozycji odpowiada osobom czuwającym nad bezpieczeństwem w mieście, co właściwie powinni robić. Także z tobą. Maszyneria jest ciągle udoskonalona, a przekonanie, że człowiek ma się zdać na jej wskazania, coraz powszechniejsze. Kamery prywatnego i miejskiego monitoringu, detektory wystrzałów, czytniki tablic rejestracyjnych przechwytują ogromną masę danych. Dorzućmy do tego informacje o logowaniu telefonów komórkowych do systemu i miejskiej sieci wi-fi. Otrzymujemy cyfrowe morze; potrzebne nie lada biegłości, by wyłowić z niego to, co ważne. W miejsce zawodnych ludzi wchodzą więc szybsze i obliczeniowo sprawniejsze urządzenia. Trend to oczywisty i nie do zatrzymania. Citigraf…
Co roku Jeff Bezos przeznacza miliard dolarów ze sprzedaży swoich akcji na finansowanie Blue Origin, firmy, która pracuje nad technologiami mającymi ułatwić podróżowanie ludzi w kosmosie. Szef Amazona ma fioła na punkcie space-kolonizacji. Trafnie komentuje to pisarz i publicysta Guardian’a, Mark O’Connell. „Moglibyśmy mieć w Układzie Słonecznym bilion ludzi”, mówi Bezos, „co oznacza, że mielibyśmy tysiąc Mozartów i tysiąc Einsteinów. To byłaby niesamowita cywilizacja ”. Warto się zastanowić, czy na tej planecie nie ma już tysięcy Einsteinów i Mozartów i jak wielu z nich, z powodu okoliczności urodzenia lub uwarunkowań ekonomicznych jest zmuszonych spędzać swój czas i potencjał, pracując jako magazynierzy lub kierowcy Amazona, pomnażając bogactwo Jeffa Bezosa – który, gdyby był naprawdę zainteresowany – jak twierdzi – wspieraniem ludzkiego potencjału, prawdopodobnie płaciłby ludziom…
Bez znajomości dwóch dziwnych słów – wymienionych w tytule – nie wyobrażam sobie poruszania po mediach społecznościowych. Dementuję, nie padłem ofiarą spiskowej manii. Po prostu, znając te słowa inaczej zaczynamy na media społecznościowe patrzeć, dostrzegając jak doskonałym narzędziem manipulacji są i jak ułatwiają bezkarne szerzenie dowolnej blagi mącącej ludziom w głowach. „Gaslight” to tytuł psychologicznego dramatu noir z 1944 roku (Polski tytuł: „Gasnący płomień”). Ingrid Bergman gra doprowadzoną na skraj szaleństwa kobietę, manipulowaną przez perfidnego męża. Film zyskał rozgłos i sławę (nominowany rok później do Oskara w 7 kategoriach), a gaslighting wszedł do obiegu jako określenie na celowe manipulowanie i dyskredytowanie osoby poprzez podważanie jej toku myślenia, kwestionowanie zdrowego rozsądku, co w skrajnych przypadkach kończy się dezintegracji osobowości nękanej osoby. Skąd wziął się gaslighting?…
Wycofujemy się w prywatność. Inaczej niż dotychczas. To zjawisko nie wynika z indywidualizacji życia (tak wiele możemy mieć na wyłączność), ale jest wymuszone i przyśpieszone przez pandemię. Kilkanaście miesięcy ograniczonej publicznej aktywności, zawężenia bezpośrednich więzi i ich podtrzymywania za pośrednictwem technologii odcisną na nas swoje piętno. Jestem po lekturze „How Nothingness Became Everything We Wanted„. Artykuł wywarł na mnie ogromne wrażenie sugestywnością diagnozy. Kyle Chayka pisze o odrętwieniu, które pojawia się, gdy życie jest trudne, kiedy problemy wydają się nie do pokonania, kiedy jest tak wiele do opłakiwania. Ale główna oś głębokiej refleksji mierzy dalej i celuje w zachodni bogaty świat pogrążający się w pustce, która tak bardzo wielu uwodzi. Na początek autor dzieli się wrażeniami z wizyty w salonie spa, oferującym odprężający seans…